Recenzja wyd. DVD filmu

Pierwszy strzał (2017)
Steven C. Miller

Być stróżem prawa...

Nowe dzieło reżysera "Marauders" to na pewno nie napakowane akcją kino, jakie się zazwyczaj z Willisem kojarzy. Z drugiej strony, bohaterom ikry nie brakuje, więc zamiast siedzieć w kącie i
"Marzę o tym, żeby móc na widok policjanta odetchnąć z ulgą i pomyśleć, że jestem bezpieczny."

Kino gatunkowe, szczególnie to niskobudżetowe, w swym przekazie z założenia nie musi być specjalnie odkrywcze czy obrazoburcze. Dlatego też rocznie powstaje około miliona i osiemdziesięciu ośmiu wtórnych akcyjniaków o zemście w imię prawilności, powodowanej osobistą tragedią. To nieco nużące, więc zawsze miłe zaskoczenie stanowi sytuacja, kiedy stereotypowe role ekranowych bohaterów się nieco odwracają, a najgorsi okazują się ci, o których źle mówić nie wypada. 


"First Kill" w całkiem wysokim stopniu igra z etycznymi założeniami oglądającego, ale by nie ujawniać historii pozwolę sobie przemilczeć, w jaki dokładnie sposób. Za wiele z fabuły nie zdradził również zwiastun, po którym możemy wynieść błędne wrażenie, że mamy do czynienia z powolnym dramatem obyczajowym, pełnym uczuć i ckliwości. Nic z tych rzeczy. Nowe dzieło reżysera udanego "Marauders" to na pewno nie napakowane akcją kino, jakie się zazwyczaj z Willisem kojarzy. Z drugiej strony, bohaterom ikry nie brakuje, więc zamiast siedzieć w kącie i płakać, nie mają oporów, by ruszyć do akcji, nacisnąć spust i skasować psa. Wyznawcy JP zostaną usatysfakcjonowani. 

Produkcja zbiera negatywne opinie nie za swoją jakość, lecz właśnie przez ukazywanie pewnych motywów w niedopuszczalny sposób (w oczach liberalnych, tolerancyjnych środowisk). Okazuje się, że w czasach, gdy opowiadanie o dyskryminacji jakiejkolwiek rasy prócz białej jest w kinie modnym sposobem na zgarnięcie kilku nagród oraz zdobycie uznania górnolotnych krytyków, prawdziwą odwagę stanowi przedstawienie polowania na zwierzęta jako pozytywnej metody wychowywania dziecka. Na tym polu recenzowany tu z metra cięty film gatunkowy wyróżnia się bardziej niż niejeden gloryfikowany przez recenzentów ambitny dramat społeczny. Jednak odwaga w podejmowaniu kontrowersyjnych tematów przyniosła w tym przypadku jedynie niechęć ze strony liberalnych mediów.

Choć odkładając kontekst społeczny na drugi plan, "First Kill" ponad przeciętność wynosi zacne aktorstwo. Kawał dobrej roboty wykonał zawsze starający się Hayden Christensen, który na pewno obejrzał już swoje partactwo w "Zemście Sithów", stąd nie szarżuje zbytnio i nieco wyciszoną, zdeterminowaną kreacją kreuje kolejnego kinowego rodzica, który walczy o odzyskanie dziecka. Miłą wiadomością jest również zacna rola Bruce'a Willisa. Przy takiej charyzmie oraz doświadczeniu wystarczyło wyłączyć śmieszkowanie i oto w prosty sposób dostajemy naprawdę wyrazistą postać, zasadniczego, zmęczonego życiem szefa policji, do której obecnie ten aktor pasuje idealnie.


Reżyser Steven C. Miller zauważył, że w "Pakcie Krwi", jego poprzednim, nieudanym filmie, aktorzy grali zbyt żywiołowo, a scenariusz zakładał nazbyt emocjonalne reakcje. Te wady udało się zniwelować. Nawet duża obecność dzieciaka na ekranie, dzięki sensownemu rozegraniu scen oraz spokojnej grze młodego aktora, nie przeszkadza w odbiorze filmu. Miło zobaczyć produkcję, która w większości seansu stawia na logiczne rozwiązania i myślenie podczas sytuacji kryzysowych.

Irytację wzbudza jednak zawiązanie akcji. Błędów rozumowania, niedorzecznych zachowań oraz dziur fabularnych w nim tyle, że aż czoło czerwienieje od uderzeń otwartą dłonią. By doprowadzić do ciekawej sytuacji twórcy poświęcili na chwilę sens i logikę. Na całe szczęście, dalej scenariusz ciekawie przedstawia bohaterów dramatu i przy okazji zgrabnie opowiada o dojrzewaniu i tym, co znaczy być twardzielem. Przekaz mało odkrywczy, ale też nikt go łopatologicznie widzowi nie wmusza do głowy. Stanowi zaledwie dodatek do sprawnie rozegranej rozgrywki w kota (czy raczej psa) i myszy. 

"First Kill" nakręcono w kilkanaście dni, ale przynajmniej wykorzystano zgrabnie sklecony skrypt, a aktorzy przyłożyli się do swoich ról. Do tego spora dawka antypolicyjnego, prawdziwie niekonformistycznego klimatu wyróżnia tę produkcję w morzu wtórnych średniaków. Angażująca historia i bohaterowie, którym dobrze się kibicuje, to pewne wymagane podstawy dobrego filmu, które w tym przypadku zostały spełnione. Może to nie za wiele, ale na jeden ekscytujący seans wystarczy.

"Niczym się nie różnią od zwykłego złoczyńcy. Chyba tylko zasadami, bo bandyci mają honor. I swój pie***ony styl."
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones